Suzuki DR 800 S '97

Suzuki DR 800 S '97 Przeze mnie zwany Biguś, przez Miecha Bigers pod naszymi skrzydłami od 12 lipca 2012...
A od kwietnia 2015 KTM 990 Adventure i tak całkiem przypadkiem nazwa Big Adventure nabrała sensu

niedziela, 10 lipca 2016

Sardynia, Alpy i Dolomity 2015

W tym roku naszym celem była SARDYNIA.
Postanowiliśmy po drodze szybko przejechać przez Alpy, a drodze powrotnej przez Dolomity.
Skład nieco się zmienił. Big tym razem został w garażu.
Pojechaliśmy (Mieszko i ja) KTMem 990 Adventure.
Przejechaliśmy 4860km od 21.08-06.09.2015

Sardynia to po Sycylii druga co do wielkości włoska wyspa. Od Korsyki dzieli ją 12km, od wybrzeży Afryki ok. 180km, a od najbliższego włoskiego miasta na kontynencie ok. 190km. Wyspa ta szczyci się najpiękniejszym wybrzeżem w całych Włoszech. Plaże są bajeczne, we wszystkich odcieniach błękitu i szmaragdowej zieleni, piaszczyste, kamieniste. Sardynia to nie tylko piękne plaże czy sekretne zatoczki, to również wspaniałe góry Gennargentu, wiecznie zielona karłowata makia śródziemnomorska, moje ulubione flamingi, endemiczne gatunki roślin i zwierząt, jaskinie, parki narodowe, i występujące tylko tutaj Nuraghi, grobowce olbrzymów i domy wróżek.
Symbol Sardynii to jej flaga, którą widać na każdym kroku na wyspie.
Współczesna flaga przedstawia czerwony krzyż na białym tle oraz cztery czarne głowy Maurów, po jednej w każdym z czterech białych pól. Na wzorze, który obowiązuje od 1999r. głowy Maurów zwrócone są w prawo, a ich czoła obwiązane opaską tak jak w pierwotnej wersji. Jeszcze na początku XVIII w. głowy na fladze Sardynii zwrócone były w lewo, a przepaski zakrywały oczy Maurów.
Niestety nie udało nam się zobaczyć całej wyspy, ale nawet nie zakładaliśmy, że to jest możliwe.
By zobaczyć całą wyspę trzeba tu przyjechać kilka razy albo zostać tu na dłużej :)
Na pewno jeszcze tu wrócimy, bo jestem zauroczona Sardynią!!!

Ale zacznijmy od początku...

21.08.2015 Kraków - Graz

Motocykl spakowany i gotowy do drogi, my też


Nie bylibyśmy sobą gdybyśmy na Sardynię dotarli najszybszą, łatwą drogą.
Postanowiliśmy pojechać przez Alpy i choć trochę urozmaicić sobie podróż.
Szybko autostradą przejechaliśmy przez Czechy, gdzie Mieszko zaliczył już pierwszą "przygodę"- mandat za jazdę poboczem na autostradzie. Najlepsze było tłumaczenie, że nie wiedział ;) i że już nie będzie, ale na nic się to zdało. Policjant z uroczym uśmiechem wypisał mandat.
Na noc dojechaliśmy do Graz, gdzie zatrzymaliśmy się w fajnym gasthausie.
Kolacja, austriackie piwko i do spania:)

22.08.2015 Graz- Alpy Gurktalskie- Villach (Austria)


Alpy Gurktalskie to pasmo górskie, które jest częścią Alp Noryckich w Alpach Wschodnich.

Pierwsza przełęcz to Katschbergpass. Szczerze mówiąc to nawet nie zauważyłam, że jest to przełęcz:)
Jedziemy dalej przez Nockalmstrasse. Jest to malownicza droga pełna zakrętów i pięknych widoków, która przebiega przez Karyntię. Koszt przejazdu motocyklem to 10 Euro.
Jednak pod względem jazdy nie tak atrakcyjna jak przełęcze, które zwiedziliśmy w zeszłym roku.
Przerwa na kanapki :)


Tu mieści się Park Narodowy Nockberge



A po drodze takie widoki i na każdym kroku krowy. Malownicze widoki, ładna pogoda, słońce to wszystko sprawiło, że mimo iż przełęcze nie były imponujące to bardzo przyjemnie się jechało.

 

Najlepsze były szafki depozytowe dla motocyklistów Biker- Safe, w których spokojnie można było schować coś cennego :)


I modelka, która chętnie pozowała Mieszkowi do zdjęć:)


Potem przejechaliśmy przez Gerlitzen Alpenstrasse. Kompletnie nie warto. Jedzie się w górę na której nie ma specjalnych widoków, a potem wraca się tą samą drogą w dół. A co najgorsze jeszcze się za to płaci. Powtórzę: nie warto.

Ostatnia trasa to Villacher Alpenstrasse. Koszt przejazdu to 8,50 Euro.

Na szczycie takie widoki


A na dole skocznia narciarska w Villach

W Villach też zatrzymaliśmy się na noc.

23.08.2015 Villach-Livorno

Dzisiejszy dzień to nic ciekawego. Jazda autostradami przez Austrię i Włochy aż do Livorno.
Dotarliśmy do portu i kupiliśmy bilet na prom z Livorno do Golfo Aranci.
Prom wypływał o 23:15 a na miejscu kazano nam być przed 22:00, więc pojechaliśmy do centrum Livorno na pizze



Wszyscy czekają na wjazd ustawieni w kolejce. Motocykle wjeżdżają pierwsze. Ustawiają się po ścianą. Trzeba jeszcze motocykl przywiązać liną i gotowe


24-25.08.2015 Golfo Aranci - Isuledda SARDYNIA

O 7:00 rano prom przybija do Golfo Aranci.


Jeszcze lekko zaspani wyruszamy by zobaczyć Costa Smeralda czyli Szmaragdowe Wybrzeże.
Znajduje się ono w północno-wschodniej części Sardynii. Jego nazwa pochodzi od niezwykłego koloru krystalicznie czystego morza, które przybiera odcienie zieleni i turkusu.
Słońce dopiero wstawało i było całkiem przyjemnie. Nie zdawaliśmy sobie sprawy jakie upały nas czekają na Sardynii.


Sercem Costa Smeralda jest Porto Cervo. Jest tu bardzo drogo i luksusowo. Cumują tu jedne z najpiękniejszych jachtów. Zjechaliśmy do portu, by rzucić na nie okiem, ale jakoś nie chcieliśmy tu tracić zbyt wiele czasu.


Trochę luksusu i blichtru :)

Lekko skołowani i zmęczeni postanawiamy pojechać jednak dalej i poszukać jakiegoś noclegu na campingu.

Całkiem przypadkiem trafiamy jak sie później okaże na najlepszy camping podczas naszego wyjazdu. Zatrzymujemy się tu na 3 dni.  Camping Isuledda jest olbrzymi. To jak małe miasteczko z własnym marketem, uliczkami, restauracją, wieloma atrakcjami, a co najważniejsze z bezpośrednim dostępem do 5 plaż, z których najpiękniejsza to Spiaggia Bianca.
Najpierw jednak rozbijamy namiot...

 
 A potem idziemy
 odpocząć w końcu na plaży:)
 Po drodze sardyńskie piwko :):)


Skusiło nas, by zostać tu jeden dzień dłużej na nic nierobieniu, odpoczywaniu i plażowaniu. Dlatego w rezultacie 2 dni (łącznie z tym, w którym dotarliśmy na Sardynię) po prostu odpoczywamy i odsypiamy chyba cały rok :). Wieczorami jeździmyi zwiedzamy okolice Arzacheny. Jest tu sporo nuragów, nuragicznych wiosek i grobowców, które ze względu na swoją budowę nazywane są grobowcami gigantów.
W tym miejscu należy wyjaśnić czym są nuragi i podkreślić, że występują one jedynie na Sardynii!

Nurag (nuraghe) to stożkowa wieża, zbudowana z wielkich kamieni ułożonych jeden na drugim i co najważniejsze bez użycia żadnego spoiwa ani zaprawy murarskiej. Wieże, które zachowały się do dziś mają 4/5m, ale początkowo miały nawet do 27m wysokości. Pierwsze z nich to pojedyncze wieże, ale z czasem wznoszono 2 i 3-wieżowe kompleksy z bastionem otoczonym mniejszymi wieżami. Wieże mają kształt ściętego stożka zwężającego się ku górze, zakończone tarasem, więc przypominają trochę odwrócone wiadro. Nie wyjaśniono jakie było ich przeznaczenie. Można przypuszczać, że służyły jako mieszkania, zamki wodzów plemienia, fortece albo schronienia, a może grobowce. Jest ich ok. 7 tysięcy na wyspie, a cywilizacja nuragijska rozwijała się w latach 1800-500 p.n.e.!!!

W okolicach Arzacheny zwiedziliśmy okazały Nurag La Prisgiona. Wstęp jest płatny kilka euro i są wyrażne znaki jak tu dotrzeć.




Można wejść do wieży i zobaczyć ją od środka


Nieopodał znajduję się Tombe dei giganti Coddu Vecchju czyli grobowiec gigantów, to jeden z trzech typów budowli charakterystycznych dla cywilizacji nuragijskiej występujący tylko na Sardynii. Były to zbiorowe mogiły mieszkańców wiosek. 
Do tej pory odkryto ponad 300 takich grobowców.
Typowe grobowce gigantów kształtem przypominają głowę byka. Pierwszą część grobowca tworzą eksedra i stele. Eksedra to półkolisty plac przed grobowcem, ograniczony stelami czyli wielkimi kamiennymi płytami wbitymi pionowo w ziemię i ustawionymi na planie łuku. Środkowa stela była wyższa, u góry zaokrąglona, a u jej podstawy był mały otwór, który miał być przejściem między naszym światem a światem zmarłych. Za środkową stelą rozpoczyna się korytarz zbudowany z pionowych, ustawionych równo płyt, przykrytych innymi, ułożonymi ukośnie lub poziomo. Tworzą one właściwą, wewnętrzną część grobowca.
Tak dokładnie wygląda grobowiec Coddu Vecchju, który od Prisgiony oddalony jest zaledwie 1km. Wstęp również jest płatny 3Euro od osoby.


Widok z małego otworu najwyższej steli



Potem pojechaliśmy do Tempio Pausania, które leży w samym sercu Gallury, jednego z subregionów Sardynii.
Miasto to jest centrum produkcji korków i wina. Po drodze mijaliśmy dęby korkowe, z których kory tworzone są korki do butelek wina.
Wąskie uliczki i wszeobecna flaga Sardynii



26.08.2015 Wyspa La Maddalena i Caprera (Sardynia)

Wstajemy wcześnie rano, a naszym celem na dziś jest wyspa La Maddalena.
Można się na nią dostać promem z Palau, do którego mamy rzut beretem z naszego campingu.
Zanim jednak dotrzemy do Palau po drodze zwiedzamy skałę Niedźwiedzia Roccia d'Orso.
Jest to olbrzymia skała granitowa z dużą ilością zagłębień tzw tafoni powstałych w wyniku wietrzenia. Nazwę swą wzięła stąd, iż swym wyglądem przypomina niedźwiedzia, najlepiej to widać w oddali z drogi. Parking jest płatny, motocykl 1Euro, a samo wejście pod skałę to 2Euro.
Idzie się pod górę ok 10minut po schodach, a po drodze piękne widoki. Na razie wszystko było super, bo byliśmy tu przed 10:00, więc jeszcze nie było tak gorąco.



 Hmmm trochę w tym ujęciu nie widać kształtu niedźwiedzia, ale za to widać ogrom skały


Głowa...


I piękna panorama


Z Palau co pół godziny odpływają promy na wyspę. Jest kilku przewoźników. My wybraliśmy Delcomar. Kupiliśmy bilet otwarty w obie strony, tzn, że z La Maddaleny mogliśmy wrócić, o której chcieliśmy tego samego dnia, a ostatni prom odpływał ok 23:00. Niestety za pokonanie tak krótkiego odcinka, płynie się zaledwie pół godziny zapłaciliśmy za obie strony, za 2 osoby i motocykl 40Euro.
Nie ma się jednak co zastanawiać, bo wyspę La Maddalena trzeba koniecznie zobaczyć :)
Motocykl juz na promie i płyniemy.

i po chwili jesteśmy na miejscu


Archipelag La Maddalena to położone na północnym wschodzie Sardynii skupisko granitowych wysp. W 1994 roku utworzono tu Parco Nazionale dell'Arcipelago di La Maddalena. Największe wyspy to: La Maddalena, Caprera, Spargi, Budelli, Santo Stefano, Razzoli i Santa Maria. Te siedem pięknych wysp pośród błękitnych wód tworzy archipelag.
Największa to La Maddalena.



Jedziemy dookoła wyspy malowniczą trasą widokową strada panoramica wzdłuż wybrzeża.
Przy jednej z zatoczek zatrzymujemy się by odpocząć na plaży. Jest mega gorąco, ale na szczęście na plaży wieje przyjemny wiatr.


Minęły 3 godziny i jedziemy dalej na druga wyspę Caprera.


Caprera jest połączona z La Maddaleną groblą, którą można łatwo przejechać. 
Niesamowicie to wygląda:)



Caprera podobała mi się znacznie bardziej niż La Maddalena. Sprawia wrażenie bardziej dzikiej, dziewiczej. To druga pod względem wielkości wyspa archipelagu. Niesamowite, malownicze zatoczki, obłędny błękit wody, po prostu pięknie. Wyspa ta związana jest również z postacią Giuseppe Garibaldiego, który spędził tu ostatnie lata swojego życia.


Po drodze znaleźliśmy małą, uroczą plażę, na której chcieliśmy się zatrzymać na chwilę.
Jakie było nasze zdziwienie kiedy okazało się, że nie możemy zostać na tej plaży, ponieważ.......

jest to plaża tylko dla osób z psami!!!
Nie masz psa, nie mozesz tu zostać:) Niezły czad:) Oczywiście pan, który nam to zakomunikował był bardzo miły, przeprosił i powiedział, że za następnym zakrętem jest równie piękna zatoczka na której możemy się zatrzymać.
Postanowiliśmy pojechać dalej na najbardziej oddalony punkt na wyspie. A po drodze takie widoki... Jest pięknie:)

Zbliżał się wieczór, ale było tak gorąco, że nie dało się jeździć w innych ciuchach niż te na załączonym poniżej obrazku:) Oczywiście kaski zdejmowaliśmy tylko do zdjęć. Natomiast nie było szans by ubrać i jeździć w ciuchach motocyklowych, chyba, że z samego rana.


Wracamy tą samą drogą, groblą na La Maddalenę i promem do Palau i na nasz camping Isuledda.
Jak się potem okazało był to najbardziej wypasiony camping na którym byliśmy:)
Wieczorem kolacja i winko. To nasz ostatni nocleg w tym miejscu.

27.08.2015 Castelsardo i kilka zabytków po drodze do Alghero

Rano opuszczamy nasz kemping by zwiedzić północ Sardynii.


Naszym celem jest zwiedzenie Castelsardo, ale po drodze zatrzymujemy się na chwilę na Costa Paradiso i zachwycamy się widokami.


Costa Paradiso to wybrzeże o długości 7km obfitujące w czerwone skały.
To raj jak sama nazwa wskazuje, piękne wybrzeże z czerwonych skał wyrzeźbionych przez wiatr oraz liczne, małe zatoczki, w których mozna się zaszyć i zapomnieć o całym świecie.
Miejsce jak z pocztówki :) Wokół pełno małych willi i apartamentów z cudownym widokiem.





Oszołomieni widokiem ruszamy dalej w kierunku Castelsardo.
To obowiązkowe do zwiedzenia miejsce na półncy Sardynii.
Na wzgórzu wznosi się zamek ze starą częścią miasta i pięknymi, urokliwymi, wąskimi uliczkami. 
Zamek Castelsardo założył w 1102 r. genueński ród Doria.
Do zamku można się dostać na dwa sposoby, albo główną drogą, do której można dojechać samochodem, albo drogą po zboczu otaczającą zamek z drugiej strony. My podjechaliśmy niemal pod same wejście, potem ostatnie 300 metrów trzeba pokonać pieszo, wspinając się pod górę. W tych upałach nie było łatwo. Zjeliśmy ciuchy motocyklowe, przebralismy się w coś wygodniejszego i w drogę. A tak wyglądał zaparkowany motocykl, obładowany wszystkim czym się dało :)




Z Castelsardo pojechaliśmy drogą SS134 by zobaczyć słynną Skałę Słonia Roccia dell'Elefante.
Tuż przy samej jezdni stoi samotna skała, której nie da się nie zauważyć. Wygląda dokładnie jak słoń- jest to trachit, wulkaniczna skała magmowa. 
To, co jest niezwykłe, to fakt iż mieszczą się w niej grobowce- domus de janas.


Na zdjęciu poniżej wyraźnie widać domus de janas



To nie był koniec na dziś, bo moim celem było zobaczyć największy Domus De Janas na Sardynii w miejscowości Sedini. 

Czas wyjaśnić czym są Domus de janas czyli domy czarodziejek, wróżek. Na pewno są to budowle występujące wyłącznie na Sardynii. Są to grobowce, ale nie takie zwykłe - to komory grobowe wykute w litej skale. Archeolodzy twierdzą, że zostały wykute i ozdobione w latach 3200-2800p.n.e. Szacuje się, że na Sardynii znajduje się ok. 2,4 tysiąca domów czarodziejek, wiele z nich nie zostało jeszcze zbadanych.
Najbardziej rozbudowane domus de janas zostały wykute na planie litery T lub krzyża. Z pierwszej komory, rodzaju przedpokoju, prowadził do komory głównej długi korytarz. Komora centralna otoczona była często komorami bocznymi. Ściany grobowców zdobiono płaskorzeźbami lub malowidłami przedstawiającymi symbole magiczne, np głowę byka, figury geometryczne.
Zmarli byli przenoszeni ze swego domu do innego wiecznego, co miało zapewnić im nieśmiertelność.

W Sedini znajduje się domus de janas, który został zaadaptowany na prawdziwy dom.
Robiło się już gorąco, a po drodze pustki, ani żywej duszy. Niestety grobowiec również był zamknięty, więc "zwiedziłam" go tylko z zewnątrz.


Ostatnim miejscem zaplanowanym na dziś do zwiedzenia był Kościół Świętej Trójcy od Łaciatej Krowy (jest to autentyczna nazwa :)) czyli Basilica della Santissima Trinita di Saccargia.


  Istnieją przynajmniej trzy poszlaki tłumaczące nazwę łaciata krowa.
  • pierwszą jest legenda mówiąca, że przy zakładaniu kościoła ważną rolę odegrała pewna dobra krowa. Przychodziła ona codziennie pod klasztor w porze dojenia, by żywić głodnych mnichów, a kiedy się modlili, klękała razem z nimi. Za jej łaskawość w stosunku do braci uwieczniono ją w nazwie świątyni.
  • drugi trop to szczegół kapitelu kolumny wejściowego portyku po lwej stronie, płaskorzeźba, która przedstawia łaciatą krowę
  • trzecim faktem jest łaciatość wyróżniająca elewację bazyliki. Jej biało-czarne ściany wykonane są z ułożonych na przemian materiałów: ciemnego bazaltui jasnego wapienia.


Pod koniec dnia dotarliśmy w końcu na kemping Village niedaleko Alghero.
Jest to włoskie, portowe miasto mówiące po katalońsku. Miasto założone zostało przez genueńską rodzinę Doriów w 1100r. Wcześniej prawdopodobnie istniała tu mała osada rybacka. 
Alghero jest głównym miastem riwiery koralowej, regionu słynącego z wydobycia korala.

Rozpakowaliśmy się, chwilę odpoczeliśmy i postanowiliśmy zwiedzić jeszcze stare miasto. Tym razem KTMem został na kempingu, a my podjechaliśmy autobusem do centrum.


I piękny zachód słońca...



28.08.2015 Jaskinia Neptuna i Miasteczko Bosa

Wyspani, wypoczęci- tym razem nie spaliśmy pod namiotem tylko zdecydowaliśmy się na domek. Mieszko przygotował pyszne śniadanie :)


Ruszyliśmy zobaczyć miejsce, które zaznaczyłam na mojej liście jako must see! 
Grotta di Nettuno, Jaskinia Neptuna na półwyspie Capo Caccia. Wielu uważa Grotę Neptuna za najpiękniejszą na Sardynii.
Droga do jaskini była malownicza, otoczona makią śródziemnomorską i mimo iż było wcześnie zaczynało się już robić gorąco.

Na miejscu przebralismy się w wygodne ciuchy, a kurtki i kaski zostawiliśmy w małej knajpce.
W sezonie grota Neptuna czynna jest w godzinach 09:00-19:00. Wejście jest o każdej pełnej godzinie. Zwiedzanie odbywa się z przewodnikiem (w cenie) zarówno po włosku i po angielsku.
Bilety w cenie 13 euro od osoby kupuje się tuż przed samym wejściem do jaskini.
Sa dwa sposoby, którymi można się tu dostać.
Idzie się w dół wydrążonymi w klifowych skałach schodami, a jest ich 656.
Można też przypłynąć łodzią z pobliskich portów.
Jeszcze w Polsce planując tę wyprawę postanowiliśmy zejść schodami :)
Opłacoło się, bo widok po drodze bajeczny!

A tak można dostać się do jaskini drogą wodną


Jaskinia jest oświetlona elektrycznie. Trasa zwiedzania prowadzi przez wąskie korytarze i szerokie sale z kolumnami, które osiągają nawet 20m wysokości. Stalaktyty i stalagmity są tu powyginane w najdziwniejsze kształty, które przypominają ludzkie sylwetki, posągi, drzewa. Została odkryta przypadkowo 300 lat temu przez rybaków, którzy ujrzeli dziurę w skale i postanowili ją zobaczyć z bliska. Wiek jaskini szacuje się n ajakies 130 milionów lat.
Całkowita długość odkrytych komnat i tuneli w Grocie Neptuna to ok.4 km, z czego tylko kilkaset metrów jest udostępnionych dla zwiedzających.

Dobrze jest wybrać się tu wcześnie rano jak jeszcze nie ma wielu turystów. 
My bylismy tak w sam raz. Na szczęście udało nam się dotrzeć o dobrej porze i byliśmy jednymi z pierwszych w kolejce, dlatego wszystko wyraźnie słyszeliśmy i widzieliśmy. Jednak to fakt zbyt duża ilość turystów nie ułatwia zwiedzania. 
Tu też spotkaliśmy po raz pierwszy turystów z Polski, którzy wybrali się na Sardynię kamperem:)




Zdjęcia wewnątrz jaskini nie wyszły mi najlepiej, ale to miejsce zrobiło na mnie ogromne wrażenie.
To, co natura potrafi stworzyć latami, jest niesamowite.
Jaskinia była przepiekna, ale teraz trzeba było wrócić.
Znów do pokonania 656 schodów z tą różnicą, że pod górę, a robiło się coraz cieplej!



Jeszcze kilka zdjęć i rzut oka na półwysep Capo Caccia.
Widok jak z pocztówki :)




Wracamy do Alghero i stąd malowniczą drogą SP49 wyruszamy do miasteczka Bosa.
Droga wije się wzdłuż wybrzeża Riwiery koralowej. Naprawdę polecam. Pełno zakrętów, wspaniała panorama, piekne wybrzeże klifowe porośnięte makią śródziemnomorską, liczne urokliwe zatoczki.


A tak wyglądał motocykl, cały obładowany. Było tak gorąco, że ciuchy motocyklowe wylądowały w kufrach i na kufrach, a my jeździliśmy w szortach i podkoszulkach. Niestety nie dało się inaczej. 


Docieramy do Bosa


Bosa to malownicze miasteczko z kolorowymi domami na wzgórzu. Całość tworzy niesamowity obrazek. Urocze, małe iasteczko przycupnęło nad brzegiem rzeki Temo, której  brzegi spina Ponte Vecchio. Nad miastem wznosi się zamek, który mimo upału postanowiliśmy zwiedzić.
Na zamku znajduje się punkt panoramiczny, z którego można podziwiać piękną panoramę miasta, rzekę Temo wpadającą do morza mały malowniczy port, stare garbarnie skór.




Na wieczór docieramy na camping  Bella Sardinia , który znalazłam w necie jeszcze w Krakowie.
Bardzo fajny camping z dostępem do plaży, supermarketem, restauracją.
Rozbijamy namiot pod sosnami, a obok stoi KTM. Teraz tak myślę, że to był chyba najlepszy camping, może nie tak wypasiony jak ten pierwszy, ale atmosfera tutaj była bardzo na luzie, albo to my już poczuliśmy ten wspaniały klimat.


Odpoczęliśmy trochę, zjedliśmy kolację, wzieliśmy winko zakupione w markecie campingowym i poszliśmy na plażę podziwiać zachód słońca. A było co podziwiać. Fantastyczny widok...



Ach piękne chwile:) Plaża, winko, zachód słońca. Miecho wypoczywa, a ja zbierałam muszle, których było całkiem sporo na plaży. Oczywiście potem spakowałam je do kubka i przewieżliśmy je do Krakowa na pamiątkę :)

 29.08.2015 Plaża Is Arutas i półwysep Sinis

Rano zastanawialiśmy się czy zostać na plaży przy campingu i nic nie robić, bo w tej części wyspy było jeszcze goręcej niż do tej pory. Czy pojechać na plażę Is Aruttas, o której czytałam jeszcze w domu, a która znajdowała się bardzo blisko od naszego campingu.
Pojechaliśmy na Is Aruttas i było warto :)
Co prawda pełno ludzi, ale znaleźli kąt dla siebie



Ja oczywiście leżąc na plaży i nic nie robiąc zaczynam sie nudzić i zawsze zastanawiam się co jest dalej, za zakretem, za górą czy jak tu za wielkim głazem. 
Poszłam sprawdzić, a za chwilę wyciągnęłam Mieszka na mini spacer po plaży i takie obrazki podziwialiśmy. Dno było bardzo płytkie, niestety również bardzo ostre, więc powolutku brodziliśmy w wodzie.


Na plaży spędziliśmy pół dnia. Trochę słońce nam dopiekło, ale nie rezygnowaliśmy z planu zobaczenia półwyspu Sinis.
Postanowiliśmy dotrzeć do przylądka San Marco czyli najdalej jak tylko można. Jedyną przeszkodą był upał. Niestety nie można było wjechać tam na motocyklu, więc mimo iz była 17:00 postanowiliśmy przeczekać godzinę w knajpce. Trochę to śmieszne, bo zazwyczaj przeczekuje się deszcz, ale dla nas upał był nie do wytrzymania. Kelnerka powiedziała, że w tym roku jest wyjątkowo goracą, ale gdy dowiedziała się, że jesteśmy z Polski stwierdziła, że dla nas to faktycznie musi być extremalnie upalnie. Dodała, że nawet w październiku ludzie jeszcze pływaja w morzu, bo jest tak ciepło.
Postanowiliśmy w końcu wyruszyć na spacer.
Po drodze mijamy ruiny starożytnego miasta Tharros, które początkowo mieliśmy w planach zwiedzać, ale przez ten gorąc nie mieliśmy już na to ochoty.


Dotarliśmy do samego końca półwyspu, do latarni, która albo była nieczynna, albo po prsotu zamknięta.

Wracając z powrotem naszym oczom ukazuje się piekny widok na cały przylądek San Marco. 
Mimo tych upałów, opłacało się tu dotrzeć i podziwiać to niesamowite miejsce.