Suzuki DR 800 S '97

Suzuki DR 800 S '97 Przeze mnie zwany Biguś, przez Miecha Bigers pod naszymi skrzydłami od 12 lipca 2012...
A od kwietnia 2015 KTM 990 Adventure i tak całkiem przypadkiem nazwa Big Adventure nabrała sensu

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Bałkany na Bigu

Bałkany na Bigu 30.06.2013-19.07.2013
3 tygodnie, ok 6000 km i 10 Państw, które przekroczyliśmy: Słowacja, Węgry, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, Albania, Grecja, Macedonia, Bułgaria, Rumunia i z powrotem Węgry, Słowacja i do Krakowa przez Morskie Oko:)

Bohaterowie wyprawy:)
Big: Suzuki DR 800S
Mieszko
ja (Monika)



30.06.2013 Start: Kraków-Węgry

W tym roku postanowiliśmy wybrać się Bigiem gdzieś dalej i zdecydowaliśmy, że będą to Bałkany.
Motocykl przygotowany, my też.
Rano pożegnał nas Kuba i zrobił kilka pamiątkowych fotek








Wyruszyliśmy rano z Krakowa przez Słowację do Budapesztu. Tu zostaliśmy na noc, by zwiedzić kawałek tej pięknej stolicy Węgier.

Gdzieś na Słowacji

Budapeszt
 

01-03.06.2013 Bośnia i Hercegowina_Jajce

Z Budapesztu wyruszyliśmy przez kawałek Chorwacji do Bośni i Hercegowiny. Przez miejscowość Banja Luka do małego miasteczka Jajce wzdłuż kanionu rzeki Vrbas.


Zostaliśmy tu na dwie noce. Warto było, bo Jajce to perła architektury. Naliczono tu 22 zabytki z czego 10 klasy zerowej.
Spaliśmy w samym centrum gdzie znajduje się meczet Esmy Sultanii z 1753r. Został on zburzony podczas wojny w byłej Jugosławii i potem odbudowany.
Widok z tarasu:

W drodze na Twierdzę


Twierdza w Jajce


Katakumby z 1410 r


Jajce jest jedynym miastem na święcie, gdzie w centrum znajduje się wodospad, który ma ok. 23 metrów wysokości




Na rzece Pliva pomiędzy Velikim i Malim jeziorem, 4 km od centrum Jajce znajduje się kompleks młynów z XVII wieku zwany "Mlincici".


03-04.07.2013 Mostar (BiH)

Z Jajce wyruszyliśmy w kierunku Mostaru. Po drodze zobaczyliśmy Sarajewo i tu zostaliśmy na obiad.



W drodze do Mostaru


Wczesnym wieczorem dotarliśmy do Mostaru i udało nam się znaleźć nocleg w samym centrum starego miasta tuż przy moście.
Jest to stary, kamienny most nad rzeką Neretwą, wpisany na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Podczas wojny na terenach byłej Jugosławii został on zniszczony przez chorwacką armię 9 listopada 1993 roku.
Zaraz po wojnie podjęto odbudowę mostu i w 2004 roku miało miejsce oficjalne otwarcie.



 04.07.2013

Rano wyjechaliśmy z Mostaru i pojechaliśmy zobaczyć Medjugorje.


04-07.07.2013 Czarnogóra

Wyjeżdżając z Mostaru pożegnaliśmy BiH by ruszyć w kierunku Czarnogóry. 


Przez Herceg-Novi wzdłuż zatoki kotorskiej dotarliśmy do Risan, gdzie spotkaliśmy naszych znajomych Natalię i Tomka na Hondzie cbf 1000 i Grzegorza na Hondzie Varadero. Tu zrobiliśmy sobie postój i zostaliśmy na 3 noce w bardzo przyjemnym pensjonacie prowadzonym przez miłych Polaków.


Uliczki w Risan





05.07.2013 Lovcen (Czarnogóra)

W Południe ruszyliśmy w kierunku parku narodowego Lovcen wznosząc się serpentynami w górę na szczyt Jezerski vrh 1660 m n.p.m.
Wiele zdjęć robiłam w ruchu siedząc z tyłu, więc niektóre nie są najostrzejsze, ale chciałam to wszystko uchwycić:) 


Tu znajduje się Mauzoleum Niegosza. Był to najsłynniejszy władyka Czarnogóry biskup i poeta Piotar II Petrowić-Niegosz.
Do mauzoleum idzie się wykutym w skale tunelem ze schodami (461 stopni). Jednak w tym czasie był remont i trzeba było iść bokiem.


Przed głównym pomieszczeniem jest atrium z dwiema kariatydami (4,33 m wysokości, 7,5 t) wyrzeźbionymi z czarnego granitu.


W głębi znajduje się posąg Niegosza


Atrakcyjny jest taras z tyłu budowli, z którego roztacza się niesamowity widok.


Następnie ruszyliśmy przez Cetinje-dawną stolicę Czarnogóry do Budvy.


Budva z piękną starówką i wąskimi, krętymi uliczkami.


Potem zjechaliśmy ok 10 km na południowy wschód by zobaczyć wyspę Św. Stefana.


Na wieczór dotarliśmy do Kotoru, by zjeść kolację w otoczeniu plątaniny pięknych uliczek starówki. Ta zabytkowa część miasta została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO.


06.07.2013 Żabljak w górach Durmitoru, Kanion rzeki Tara oraz Monastyr Ostrog (Czarnogóra)

Rano pojechaliśmy we dwójkę w stronę gór Durmitoru (jest to park narodowy) przez miasteczko Żabljak, główne centrum turystyczne Durmitoru. Nazwa Żaljak wzięła się od rechotu żab.


Krótka przerwa na tankowanie


Naszym celem był Kanion rzeki Tara i okazały most nad rzeką przy wiosce Durdevica Tara. Most ma 370 m długości, a jego wysokość ponad nurtem rzeki sięga 172 m, rozpiętość największego łuku to 116 m.




Kręcono tu sceny do filmy "Komandosi z Navarony" z 1978 r.


Postój na obiad, a w tle malownicze widoki


Kanion rzeki Tara


Następnie ruszyliśmy, by zobaczyć Monastyr Ostrog. 

Co za maszyny... :):):)


Krętą, wąską i widokową drogą wzdłuż gór dotarliśmy do jednego z najbardziej niezwykłych prawosławnych klasztorów, który wbudowano w skalną wnękę.


Monastyr Ostrog to prawosławny klasztor w Czarnogórze wbudowany we wnękę skalną na zboczu doliny Zety, na 900 m n.p.m., o 15km od Nikśicia. Założony został w XVII wieku przez arcybiskupa prawosławnego Vasilija Jovanović , który wraz z 30 mnichami schronił się tu w obawie przed Turkami. Później został tu pochowany.




Mozaiki i malowidła w stylu bizantyjskim


Z tarasów Monastyru roztacza się piękna panorama doliny


07.07.2013 Albania Góry Przeklęte _ Theth!

Z Czarnogóry wyruszyliśmy w stronę Albanii.
Minęliśmy Jezioro Szkoderskie. Największe jezioro na Półwyspie Bałkańskim, położone na granicy Czarnogóry i Albanii. 2/3 jeziora leży w Czarnogórze, a 1/3 w Albanii.



Naszym celem były Góry Przeklęte i wioska Theth. Dla Mieszka, Biga i dla mnie najważniejszy punkt całej wyprawy. Niebezpieczny, uczący pokory i pełen zapierających dech w piersiach widoków.
W Kopliku zatankowaliśmy i podążyliśmy w kierunku Theth.



Droga asfaltowa szybko zamieniła się w szutrową i kamienistą. Droga na szerokość jednego samochodu, na której jak się szybko okazało należy sprytnie i sprawnie mijać te nadjeżdżające z naprzeciwka.


Okazało się, że rozpoczęto prace by ją całą asfaltować, więc z jednej strony to ostatnia szansa by przejechać ją offroud'owo, ale z drugiej strony zaczęły się pierwsze trudności. Na tym odcinku wysypano tłuczeń pod budowę asfaltu, co utrudniało przejazd. Na drodze stały maszyny budowlane i to wszystko zaczęło komplikować sytuację.

Przepychanie Biga


Dalej ruszyliśmy sami: Miecho, ja i doładowany Big. Trzeba było jechać wolno i ostrożnie i nie będę kłamać, że nie byłam przerażona, a zarazem podekscytowana i szczęśliwa.



Miecho i Manuel :)


Niesamowicie piękne, malownicze górskie widoki wynagrodziły nam wszystko!




Kolejne, lokalne samochody, z którymi się mijaliśmy. Za każdym razem serdecznie nas pozdrawiano i pytano skąd jesteśmy. Najmilsze były reakcje, na naszą odpowiedź, że z Polski!




Jesteśmy! Opłacało się! Big niczym "osiołek", bez żadnego uszczerbku, dowiózł nas w jednym kawałku do Theth.


Zupełnie inny świat: cisza, spokój i góry, niesamowite góry. Kilka domów na krzyż, lokalni mieszkańcy, my i para turystów z Niemiec, którzy dotarli tu na rowerach:)
Zasłużyliśmy na piwo, niejedno, a Miecho stwierdził, że rakija smakuje tu najlepiej. Ludzie tu są przyjaźni i gościnni, a miejscowy " biznesmen" zabawiał nas opowieściami przy kolacji.
Zima tu jest bardzo ciężka i niewielu mieszkańców zostaje przez cały rok. Podobno spada tu wtedy nawet do 3 m śniegu. Większość z nich powraca tu na wiosnę i zostaje do końca lata ze względu na turystów. Powiedziano nam, że wielu to motocykliści z Polski i Czech:) Zresztą z roku na rok przybywa tu turystów pragnących zobaczyć to miejsce i zmierzyć się z tymi górami.

Wybraliśmy się na spacer. W tle kościół w Theth, który został wzniesiony pod koniec XIX wieku.


Po drodze zobaczyliśmy kamienną budowlę z małymi otworami u góry. To kulla e Ngujimit- wieża odosobnienia, w której wg prawa Kanun mógł się skryć ten, kto podlegał krwawej zemście rodowej- vendecie. Mógł przebywać tam nawet przez kilkadziesiąt lat, żywiony przez kobiety, które donosiły jedzenie licząc, że zostanie ułaskawiony.


Budowla po prawej to "wieża odosobnienia". Zamknięta... Za chwilę zjawia się mała dziewczynka z pękiem kluczy na szyi i bez żadnych kłopotów wyjaśnia nam po angielsku, że już nam otwiera i po uiszczeniu opłaty 1euro możemy zwiedzić wnętrze wieży.



A tak wygląda w środku




Co ciekawe w Theth nie mieliśmy żadnych problemów, by się dogadać z mieszkańcami. Małe i te większe dzieciaki świetnie mówiły po angielsku. Niektóre z nich nauczyły się w szkole, niektóre od turystów. 

Szkoła w Theth



08.07.2013 Albania_Theth 

Rano, w drodze powrotnej, by dać Mieszkowi odrobinę "wolności enduro" :) postanowiłam zjechać do Boge samochodem terenowym z lokalnym mieszkańcem, który wybierał się do Shkoder. Towarzyszyło nam dwoje Albańczyków: starsza pani z synem. Odciążony Big mógł sobie poszaleć i Miecho miał dużo więcej radochy z jazdy, bo odpadło jakieś 100 kg:):) z czego na pewno większość ważyły kufry ;) hihihi


Nie odbyło się jednak bez przygód. Pod koniec drogi było znacznie więcej maszyn niż dzień wcześniej. Wielkich, budowlanych maszyn, które trzeba było jakoś minąć na tej wąskiej, kamienistej drodze, a obok przepaść.



Najtrudniejszy moment. Jak teraz się wyminąć? Maszyna wielka na szerokość drogi, po lewej skarpa w dół, nie bardzo wiadomo jak to ominąć, za nami inny samochód i Miecho. Ja nie do końca byłam chyba świadoma co się dzieje. Trzeba było się cofnąć, ale nasz kierowca zdecydował inaczej. Był pewny siebie i swoich umiejętności.


 Nagle Mieszko otwiera drzwi samochodu i każe mi wysiadać. Wysiedli wszyscy, staruszka z synem również kiedy maszyna była zbyt blisko i zaczęła się chwiać na boki. Do mnie jakoś nie docierało, że może być niebezpiecznie. Kierowca jakoś to minął z jednym kołem nad skarpą... potem spokorniał i kolejne maszyny omijał rozważniej. Dla lokalnych mieszkańców jazda tą drogą nie jest żadnym wyczynem, gdyż przekraczają ją kilka razy w tygodniu, więc pozwalają sobie na brawurę, ale te maszyny to pewnie też dla nich nowość i czasem może być niebezpiecznie.


Miecho radził sobie lepiej 


Udało się:) Kiedy zjechaliśmy, spotkaliśmy dwóch Czechów, którzy również zapragnęli zdobyć Theth.


Boge

Potem silną ekipę, chyba sześć motocykli w tym 2 Afryki, ale tylko się minęliśmy i na końcu motocyklistę z Polski :) 


 Mam nadzieję, że wszyscy wyjechali bezpiecznie. Tam na górze tego dnia musieli zrobić niezłą imprezę:)
Albańskie Góry Północne i Theth wywarły na mnie ogromne wrażenie.
Pojechalibyśmy tam jeszcze raz

Następnie pojechaliśmy do Durres. Nie podobało nam się się tu w ogóle. Może też dlatego, że złapaliśmy tu gumę. Mieszko sobie z tym poradził, ale straciliśmy trochę czasu i musieliśmy tu zostać. Miasto głośne, pełne ludzi. jest to główny kurort dla stolicy Albanii-Tirany. Znajduje się tu port.


09.07. 2013 Z Durres do Sarande

Rano wyjechaliśmy. Naszym celem było Sarande.
Tu zaczęło mi się podobać, chociaż nic nie jest w stanie zatrzeć wspomnienia o Theth i Górach Przeklętych.
Jazda wzdłuż wybrzeża i pierwszy przystanek na pięknej, piaszczystej plaży we Vlore. Pierwsze plażowanie:) Krótkie, bo za chwilę jechaliśmy dalej, ale zawsze.




Niestety droga prowadząca na plażę pełna była śmieci, jak wysypisko :(
W Albanii jest wiele pięknych miejsc plaże, góry, niesamowite widoki. Niestety mieszkańcy nie zdają sobie chyba z tego sprawy wyrzucając śmieci gdzie popadnie. Z jednej strony piękny widok, a z drugiej dzikie wysypisko.

Chyba dobrze, że zdjęcie jest rozmazane (robiłam je jak jechaliśmy) bo wolę pamiętać ten malowniczy obraz Albanii


Najpiękniejsza była droga z Vlore do Sarande przez Himare niekończącymi się serpentynami wzdłuż gór i morza. Malownicze widoki.


Tymi serpentynami zjeżdżaliśmy niżej i niżej:)



Na drodze nie byliśmy sami :) Prócz samochodów częstymi uczestnikami ruchu były krowy, kozy i osiołki, które z lekceważyły wszystkich dookoła, więc trzeba było uważać i zwalniać.





Dotarliśmy do Sarande. Nadmorski kurort z kamienistą plażą i podobną najbardziej nasłonecznioną nad Morzem Jońskim.



10.07.2013 Przez Butrint, Igoumenitsa na Korfu

Zobaczyliśmy plażę w Sarande i wyjechaliśmy przez Ksamil do Butrint. Jest to świetnie zachowane starożytne miasto na terenie parku narodowego, które znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Według legendy miasto to założyli uciekinierzy spod Troi.


Baptysterium i piękne, smukłe kolumny, chrzcielnica  oraz niezwykłe mozaiki.



Przeprawiliśmy się na drugą stronę kanału Vivari i dotarliśmy do Igoumenitsa w Grecji.


Potem promem 2h na Korfu. Z promu skręciliśmy w prawo w kierunku wybrzeża i na plaży Barbati znaleźliśmy nocleg u bardzo miłego Greka, który prowadził tu restaurację.

10-14.07.2013 Korfu

Postanowiliśmy tu w końcu odpocząć, poplażować po ciągłej jeździe i zostaliśmy tu cztery noce. 



Sidari - tu znajduje się kanał zakochanych. Według legendy panna, która przepłynie kanał, znajdzie męża. Dobrze, że ja już nie muszę :)






Nasz Gospodarz



14.07.2013 Z Grecji do Macedonii- Ochryda (Ohrid)

O 7:30 byliśmy już na promie z Korfu do Igoumenitsa. 
Potem ruszyliśmy znów serpentynami przez góry trochę na około, ale opłacało się dla tych widoków.





Dotarliśmy do granicy z Macedonią.

Piękny kraj. Zielony, górzysty i nieco chłodniejszy w porównaniu z gorącą Albanią i Korfu.
Dojechaliśmy do jeziora ochrydzkiego i zostaliśmy na noc w Ochrydzie.
Mieszkaliśmy u bardzo sympatycznych Macedończyków w samym centrum starego miasta. Właściciel też jest miłośnikiem motocykli, sam ma ich kilka.








Nasz Gospodarz motocyklista z Ochrydu


15.07.2013 Macedonia/Bułgaria

Z Ochrydu wyruszyliśmy wgłąb Macedonii i zwiedziliśmy Skopje - piękną stolicę.

Big na parkingu, odpoczywa:) a my zwiedzamy


Potem przekroczyliśmy granicę Bułgarii. Minęliśmy Sofię i serpentynami przez malownicze góry i las na noc dotarliśmy do Montany.


16.07.2013 Rumunia

Pobudka i zgodnie z planem w kierunku transfogaraskiej.
Po przekroczeniu granicy Rumunii spotkaliśmy grupę Polaków także na motorach, którzy podążali tam, skąd my wracaliśmy. Miło tak spotkać swoich :)

 Niestety nasze plany zmienił deszcz! Zlało nas mocno po drodze i to opóźniło nam jazdę.
Zdecydowaliśmy się zostać na noc w Pitesti i z rana ruszyć w kierunku Transfogaraskiej.

17.07.2013 Transfogaraska

Trasa Transfogaraska (DN7C) to droga, która prowadzi przez najwyższe pasmo Gór Fogarskich, pasma Karpat. Wybudowano ją w latach 1970-1974 za czasów dyktatora  Nicolae Ceauşescu. Początkowo miała znaczenie militarne, miała umożliwić przemieszczanie się wojsk z jednej strony Karpat na drugą. Niestety podczas jej budowy wiele osób straciło życie. Łączy ze sobą miasta Sibiu (Siedmiogród) i Pitesti (Wołoszczyzna) a w swoim najwyższym punkcie wznosi się na wysokość przeszło 2030 metrów n.p.m.   

My wyruszyliśmy od południa z Pitesti.


 Na samym początku trasy znajduje się twierdza Poenari, w której w XV wieku mieszkał Wlad Palownik – pierwowzór hrabiego Drakuli.



Na samą górę prowadzi ponad 1000 schodów, ale zdecydowałam się wyjść. Miecho wolał podziwiać twierdzę z dołu :) Warto było się wdrapać dla tych widoków.


Minęliśmy jezioro Vidraru, które powstało w 1965 roku w wyniku budowy zapory na rzece Arges. Zapora o wysokości 160 metrów.




Ciesze się, że zaczęliśmy jazdę od południa, ponieważ z każdym kilometrem zaskakiwał nas krajobraz i to jak się zmieniał. Robiło się coraz bardziej stromo, a każdy zakręt zapierał dech w piersiach. Niesamowite!




Mijaliśmy kolejny zakręt, gdy nagle Mieszko wypatrzył innego Biga :) Ale niespodzianka! Pierwszy Big, który spotkaliśmy podczas całej wyprawy. Oczywiście musieliśmy się zatrzymać.




Pasażer na gapę? Ten kotek upodobał sobie nasze ciepłe siedzisko :)


Serpentyny niczym wstążki, genialne, malownicze widoki. 


18.07.2013 Droga powrotna: Rumunia, Węgry, Słowacja

Gdy zjechaliśmy z Transfogaraskiej, zatrzymaliśmy się na noc w Devie w Siedmiogrodzie skąd ruszyliśmy w kierunku Oradea.

Jak pocztówki - Rumunia
Zabudowa Saska
 






Na koniec pamiątka czyli zakup palinki:)



Z Rumunii dotarliśmy na Węgry, a stąd na Słowację i postanowiliśmy zostać na noc w Popradzie

19.08.2013 Morskie Oko

A że mało było nam atrakcji ;) to wybraliśmy się jeszcze na Morskie Oko.
Pogoda się udała, jedyny minus to mnóstwo ludzi po drodze i u celu, ale warto było.





Wieczorem wróciliśmy do domu i tak się skończyła nasza wyprawa.
Mam nadzieję, że nie ostatnia ...